niedziela, 29 listopada 2015

Rozdział 3

Przede mną, na moich kanapach w salonie siedzi banda chłopaków, którzy wlepiają wzrok w moją osobę. Szlak! Na śmierć zapomniałam o tym, że mają pojawić się nowi klienci mojego ojca na kolacji. Przemykam szybko wzrokiem po wszystkich, widzę jak moja matka robi się czerwona ze wstydy, a może gniewu? Ojciec wydaje się być nie wzruszony. No i są jeszcze oni.. Jeden kolorowe włosy, żenada, właściwie tego nie da się nazwać włosami to jest szopa. Drugi.. Czarne ulizane włosy i nos jak kartofel. Przykre, ale prawdziwe. Trzeci, blondyn, jakby, cóż z odrostami? Pewnie farbowany. Z kolczykiem w dolnej wardze i wielkimi niebieskimi oczami. Nie powiem bo jego spojrzenie hipnotyzowało, ale co z tego, skoro był kolejną rozkapryszoną gwiazdką? No i ostatni.. O fuck! To ten sam natrętny koleś z centrum handlowego. Stał za raz za moją młodszą siostrą i z wielkim bananem na twarzy przyglądał się mnie, zmokłej kurze. Miałam powiedzieć coś w stylu „co się gapisz kretynie, mam coś między zębami?” ale przecież matka z ojcem by mnie zabili chyba. Więc zebrałam resztę sił w sobie i powtórzyłam tylko:
- Już jestem, złapał mnie i Leil deszcz po drodze i trochę zmokłyśmy - moja rodzicielka już masowała opuszkami palców swoje skronie, czułam, że opanowuje swoje emocje.
- Idź się przebiera, bo się przeziębisz - powiedział ojciec.
Jaki on się troskliwy zrobił, prychnęłam w myślach.
- Wezmę jeszcze szybki prysznic - dodałam na odchodnym i biegiem ruszyłam w stronę schodów po drodze zdejmując przemoczone trampki.
Weszłam do swojego pokoju, włączyłam wieżę i puściłam play listę. Z głośników wydobył się głos Charlie'ego Puth'a w piosence "One call away". Weszłam do łazienki. Zostawiłam drzwi otwarte, bo przecież i tak nikt nie wchodzi do mojego pokoju. Zdjęłam z siebie mokre ciuchy i wrzuciła je do pralki. Nastawiłam pranie, a sama weszłam do kabiny i odkręciłam wodę mocząc się od głowy do stóp. Niby mamy gosposię, ale lubię panią Lucy, więc pomagam jej i odejmuje obowiązków, poza tym nie lubię jak ktoś rusza moje rzeczy. Nucąc pod nosem, pośpiesznie się umyłam, następnie zakręciłam wodę i wyszła na kafelki. Wytarłam się, nabalsamowałam ciało olejkiem cytrusowym i z białej komody wyjęłam swój czarny komplet bielizny. Rozczesałam włosy i nieco je podsuszyłam. Pomalowałam rzęsy pogrubiającym tuszem i zrobiłam jeszcze czarne kreski czarnym  eyeliner’em. Zostawiła wilgotne opadające na moje ramiona i wróciłam do swojego pokoju. Przy ścianie z moimi zdjęciami stał on.
- Nie nauczono Cię, że do cudzych pokoi się nie wchodzi? - zapytałam stając koło szafy.
- Przepraszam – rzucił przez ramię nawet się nie oglądając – szukałem łazienki.
- Yhm – mruknęłam wyjmując jeansy i biały top na ramiączkach – i przypadkiem trafiłeś do mojego pokoju.
- Możesz wierzyć lub nie, ale naprawdę tak było – odwrócił się w moją stronę i posłał mi swój szeroki uśmiech, ukazując dołeczki w policzkach, zawsze mi się podobały, ale to nie zmienia faktu, że nienawidzę facetów. Na moje szczęście miałam już ubrane spodnie i właśnie przekładałam przez szyję koszulkę.
- Co się tak gapisz? – pytam wstając z łóżka.
- Nic – mówi wciąż się na mnie patrząc.
Przewracam oczami i kieruje się do drzwi.
- Dlaczego mnie okłamałaś w centrum?
- Nie okłamałam – odpowiadam spokojnie krzyżując ręce na piersiach i staje w drzwiach.
- Powiedziałaś, że nazywasz się Victoria.
- Bo nie miałam ochoty z Toba rozmawiać, tak trudno zrozumieć? – powiedziałam zniesmaczona tą rozmową.
- Podoba mi się w Tobie to, że nie latasz za mną jak banda moich fanek – uśmiechnął się szeroko odsłaniając równy rząd białych zębów.
- To ty chciałeś być gwiazdą – prychnęłam – coś za coś.
I bez słowa wyszłam z pokoju, wiedziałam, że wyjdzie za mną, to by było nie na miejscu gdyby został na moim terytorium sam.
Weszłam do salonu, a on zaraz za mną.
- Nelly, chodź pomóż mi nakryć do stołu! – usłyszałam głos swojej rodzicielki z kuchni.
Niewierze, że moja matka coś ugotowała. Nie twierdzę, że źle gotuje, bo akurat do tego ma rękę, ale ona nigdy nie ma na to czasu. Skierowałam się w tamtym kierunku bez żadnych dyskusji, dzisiaj zrobię wszystko byle by tylko jak najmniej czasu spędzić z tymi matołami. Dobra, trochę jestem nie fair, bo z góry mówię, że każdy to skończony palant, ale nie mam ochoty ich poznawać.
- Pomogę Ci – usłyszałam za plecami głos tego natrętnego pajaca.
- Nie dzięki poradzę sobie – odparłam – jestem dużą dziewczynką – dodałam już z ironią.
- Nie spławisz mnie tak łatwo – powiedział w ogóle nie zwracając uwagi na to co mówię.
Westchnęłam i zaczęłam rozkładać przygotowane talerze. A on szedł w drugą stronę i rozkładał sztućce. Ignorowałam go, a raczej starałam się, ale czułam jego natrętny wzrok na sobie, co mnie wkurzało. Yghy! Gdybym mogła już dawno rwałabym swoje włosy z głowy, no ale On patrzy, cały czas! A może by tak rzucić jednym talerzem, przez pomyłkę w niego?
- Dlaczego taka jesteś dla mnie? – zignorowałam jego pytanie – nawet mnie nie znasz.
- Czemu Cię to interesuje? – podniosłam na niego wzrok.
- Bo Cię lubię – powiedział z uśmiechem.
- Nie można kogoś lubić, jeśli nawet się go nie zna – odparłam poirytowana.
- Fakt – powiedział marszcząc czoło i nad czymś się zastanawiając – ale czuję, że mogę Cię polubić – dodał po chwili z uśmiechem.
- Co nie zmienia faktu, że ja Ciebie nie polubię – odparłam wracając do nakrywania i nie patrząc już na niego.
Przez chwile panowała cisza.
- Czy ty się uśmiechasz? – zapytał, a ja miałam ochotę skoczyć z mostu w tej chwili, dlaczego ja nie panuję nad tym w takich chwilach?
- Nie – odparłam.
- Kłamiesz – zaśmiał się tak zabawnie przy tym marszczysz nos.
Przewróciłam oczami i ruszyłam dalej. W końcu na drodze stanął mi on.
- Jestem Ashton – podał mi rękę – zabawny, szalony, z poczuciem humoru i przystojny, no i będę Ci się śnił po nocach – jego szeroki uśmiech sprawił, że nie mogłam powstrzymać swojego.
- Jej! – pisnął radośnie – to już drugi raz! Udało mi się! Znowu się uśmiechnęłaś – kretyn pomyślałam.
 Wyminęłam go.
- A więc Victorio – zrobił to celowo.
- Zabawne wiesz – skrzywiłam się
- Wiem – wyszczerzył się  - a więc co z tą kawą na którą mieliśmy iść razem? – zapytał idąc za mną, jak jakieś sumienie.
- Daj mi spokój, nie rozumiesz prostego słowa nie?
- Daj spokój, co Ci szkodzi? Daj się namówić, proszę  - powiedział słodko.
Uśmiechnęłam się miło:
- A wiesz co?
- Tak? Zgadasz się?
- N – I – E – przeliterowałam i wyszłam z jadalni wołając do mamy – Skończyłam.
- Dobrze za raz siadamy do stołu zawołaj wszystkich – zawołała.
Westchnęłam i weszłam do salony.
- Mama mówi, że zaraz będziemy jeść, prosiła, żebyśmy zajęli miejsce przy stole – spojrzałam na wszystkich, dopiero teraz dostrzegłam mężczyznę w wieku mojego ojca, mniej więcej, zapewne to ich menadżer, musiał przyjść jak brałam prysznic.
- Dobrze – odparł mój ojcec – Adam poznaj moją straszą córkę Nelly, Nelly to jest Adam, menedżer chłopaków.
- Miło mi – uścisnęłam mu rękę, miał pewny uścisk dłoni.
- No Antonio musze przyznać, że Twoja córka jest równie piękna co Twoja żona, pewnie nie jeden chłopak się za nią ogląda – powiedział już do mojego ojca, ale cały czas patrzył na mnie.
- Dziękuje – odparł mój ojciec – różnie bywa, ale w ostatnim czasie nikogo nie ma, wcześniej Nelly była związana z jednym z członków poprzedniego zespołu, którego zajmowałem się ochroną.
Halo ludzie! Ja tu jestem, nosz kurde czy każdy musi rozmawiać na mój temat? Nie mają lepszych tematów do rozmów tylko moje życie prywatne? Coś tu jest nie halo.
- Co się stało, że nie są już razem? – zapytał Adam.
- Tato – powiedziałam z naciskiem – mama woła na kolacje.
Ojciec na mnie spojrzał, a ja spojrzałam na niego wzrokiem błagającym aby przestał, zapomniałam o najważniejszym. To mnie obwiniał o rozpad naszego związku. To ja byłam winna, bo dla nich ten związek był idealny.
- Cóż wiesz jak to jest Adamie, dziewczyny w tym wieku same nie wiedzą czego chcą – odparł wstając.
To był jak cios z otwartej ręki prosto w policzek.
- A teraz chodźmy, Paula nie lubi czekać na innych – zaśmiał się.
- Kobiety – dodał i zniknęli za drzwiami.
Stałam tak i ze wszystkich sił powstrzymywałam łzy. Wzięłam głęboki oddech, wytarłam spływającą po moim policzku, pojedynczą łzę i odwróciłam się. Stał za mną i mi się przyglądał. Milczałam. Bałam się, że coś zauważył. Bez słowa ruszył w moim kierunku. Stanął naprzeciwko, bałam się, że zapyta o cokolwiek, a ja będę musiała odpowiedzieć, wiedziałam, że wtedy się zorientuje, że coś jest nie tak. Nie chciałam litości i troski. Chciałam być sama. Oblizał swój kciuk i zbliżył go do mojego policzka, odsunęłam się.
- Poczekaj, rozmazałaś się trochę – już się nie ruszyłam i pozwoliłam mu zetrzeć rozmazany tusz – już.
Nie byłam w stanie wydusić słowa, po prostu skinęłam głową.
- Chodź – powiedział, przepuszczając mnie przodem.

Weszliśmy do jadalni, były tylko dwa wolne miejsca. Koło siebie, a co to oznaczało? Musiałam siedzieć koło niego.

Zgodnie z obietnicą jest :) mam nadzieje, że warto było to napisać i ma kto to przeczytać :) Jeśli tak, to proszę zostaw komentarz na temat tego co o tym myślisz :) Dziękuje Miłego dnia/wieczoru/snu ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz